W ubiegłym miesiącu opisywałam temat - czy kobiety naprawdę "lecą na kasę"?
Wspomniałam pod koniec posta, że rozwinę kiedyś temat mężczyzn wracających do "byłej", bo jest to temat tak częsty, że aż na samą myśl z jednej strony robi mi się nie dobrze, a z drugiej ukazuje mężczyzn jako niezdecydowanych, a niekiedy także słabych.
Dlaczego zaczynam tak prosto z mostu, gdzie niejeden z Panów może się oburzyć czy obrazić? (a nie jest to moim celem :) )
Mimo tego, że uwielbiam mężczyzn, a szczególnie ich zawodowe i biznesowe podejście do życia, i to zawsze od mężczyzn uczę się i motywuje jak być coraz lepszą w swojej pracy - to kompletnie rozbraja mnie ich naiwność w kwestii relacji z kobietami.
Nigdy nie inspiruje i nie motywuje się kobietami, mimo tego, że te bardziej ambitne wspieram jak mogę i kiedy mogę. Dopinguje zawsze te, które w życiu chcą coś osiągnąć i do czegoś dojść o własnych siłach, a nie być tylko dodatkiem do mężczyzny, czy matką "ich" dzieci.
Sama jestem z tych ambitnych (mimo, że często więcej upadam niż wzrastam) i wiem, że kobietom ambitnym ani nie jest łatwo, ani też ich droga nie jest usłana różami, mimo, że prędzej czy później osiągają sukcesy i to, co założyły jako swój życiowy cel. Często się pogubią przy tym, niejednokrotnie zostaną rzucone o ścianę, a życie sprowadzi je do parteru wiele razy, tak za każdym razem podniosą się silniejsze.
Niestety to także one są postrzegane przez mężczyzn jako "samowystarczalne" - co jest kompletnym błędem, bo mądry mężczyzna, wie, że kobieta tak samo potrzebuje się rozwijać i realizować swoje ambicje tak jak on to robi i nie ma to nic wspólnego z "samowystarczalnością". Panowie, też są Nam do życia potrzebni :)
Ona po prostu jest ambitna i wie, czego od życia chce, łącznie z tematem i oczekiwaniami co do mężczyzn.
Niestety te same kobiety są często pożądane przez mężczyzn, a często wręcz nienawidzone przez inne kobiety (zawsze do samych kobiet mam o to pretensje, bo co stoi na przeszkodzie, by być równie ambitną i do czegoś dążyć?).
Ale nie o tym, bo znowu odbiegam od tematu - chociaż równie istotnego, który może jeszcze kiedyś poruszę na bazie doświadczeń jakie przeżyłam z zawistnymi kobietami.
Co z tymi mężczyznami wracającymi do "byłej"?
Zapewne wiedzą to kobiety, które tego doświadczyły.
Opiszę pewną historie, aby zobrazować Wam dlaczego poruszam ten temat.
Jest piękny, słoneczny, upalny poranek. Kobieta idąc chodnikiem zostaje zaczepiona przez ekstra faceta. Mężczyźnie niczego nie brakuje na pierwszy rzut oka, więc zaskoczona, że ją zagadał zaczyna słuchać co ma do powiedzenia. Ten zaczyna ją kokietować. Padają pytania - czy są wolni (bo jednak chcieliby poznać osobę wolną, a nie w związku czy jeszcze gorzej - z bagażem jakim są dzieci, a obrączka chowana jest do kieszeni po wyjściu z domu). Wszystko jest ekstra, oboje wolni. Zaczynają się spotykać. Nikt się nie spieszy, bo chcą się poznać. Tym razem ma to być udana relacja, związek - najlepiej na lata - więc po co zaczynać i kończyć z rozerwanym sercem po raz kolejny. Tym razem nie chcą się spieszyć, chcą się poznać. Dać sobie czas.
Mija miesiąc. Spotykają się praktycznie codziennie, rozmawiają ze sobą, i już wiedzą - to jest to! Miłość na całe życie! Spotkali się, odnaleźli.
Widać po nich, że promienieją. Otoczenie zauważa, że mają więcej energii, tryskają wręcz nią, a znajomość obojga motywuje. Nie chwalą się jeszcze światu, że się znaleźli, ale na spotkaniu ze znajomymi, ktoś robi im wspólne zdjęcie, które później ląduje w sieci.
I w tym czasie - zaczyna się wszystko kończyć.
Zdjęcie dostrzega "była", z którą mężczyzna nie jest już od kilku miesięcy. Przeżywał rozstanie z nią, bo odeszła zostawiając jego serce w potrzasku,bo jak sam mówił - tak bardzo ją kochał. "Była" widząc, że kogoś poznał i widząc, że się zakochał, postanawia się odezwać - niby pod pretekstem pogratulowania, niby pod pretekstem wyjaśnienia dawnych spraw, niby pod pretekstem rzeczy, które u niego zostawiła i teraz jej się przypomniało, niby pod pretekstem, że cierpi, że nie może bez niego żyć, że jednak to był błąd, że tęskni za nim, że kocha go nad życie....itp.itd.
Mężczyzna wiedząc, że spędzili ze sobą kilka lat, mając wspólne wspomnienia, mając wspólne pamiątki, nagle zapomina ile przez nią wycierpiał i spotyka się z nią.
Przecież marzył o tym, że do niego wróci.
Wszystko zaczyna się układać tak, że "była" robi wszystko, aby znowu się do niego zbliżyć, bo przecież lepiej żeby był z nią, niż z nową kobietą, którą poznał i przy której od razu był szczęśliwy. Z kobietą, z którą po miesiącu wiedział, że będzie chciał układać życie i nie potrzebował lat związku, żeby się o tym przekonywać (jak w relacji z "byłą")
Kobieta początkowo nie zauważa, że jej nowy, przyszły partner do końca życia, zaczyna rzadziej się z nią spotykać (na rzecz "byłej"), bo mu ufa, jest szczęśliwa, że poznała fantastycznego człowieka (który sam ją zagadał) i wierzy, że jest szczery i jest za nią.
Mija jednak kolejny miesiąc i mężczyzna przestaje się odzywać. Kobieta myśli sobie - "no tak, jak każdy facet teraz będzie "grał" niedostępnego, żeby zobaczyć czy mi - kobiecie - będzie na nim zależeć" (apropos - paskudne podejście facetów, którego ja sama nigdy nie zrozumiem, bo granie czyimiś uczuciami, to nie uczucie).
Po tygodniu milczenia ze strony mężczyzny, kobieta postanawia zadzwonić i dopytać jak mu minął tydzień.
On, z tonem głosu "wkurzonego faceta" daje jej do zrozumienia, że niepotrzebnie dzwoni, że jej przeszkadza, i że nic z tego nie będzie.
Kobieta zaskoczona, że straciła "miłość życia" i sama nie wie z jakiego powodu, traci cały wcześniejszy entuzjazm, całą energię, często niestety obwinia siebie i zaczyna zastanawiać się co musiało się takiego z jej strony stać, że on się odwrócił od niej z dnia na dzień.
Mija kolejny miesiąc, a nawet dwa. Ona nie poznaje nikogo, bo najprawdziwiej w świecie boi się kolejnego zakpienia z jej uczuć, boi się kolejnego zabawienia się jej uczuciami i kopnięcia ich o ścianę tak mocno, że ledwo zebrała je po wcześniejszym zawodzie. Zaczyna jej być po prostu - wszystko jedno.
Pewnego dnia, idąc do sklepu, nie może uwierzyć własnym oczom - spotyka go.
Siedzi na ławce ze swoją "byłą", którą zdążyła zobaczyć na zdjęciu jak się spotykali. Od zakończenia z nim kontaktu do spotkania, nie minęło nawet pół roku - zaledwie miesiąc - dwa, a on wrócił do "byłej", która sama od niego odeszła.
Kobieta chce uniknąć konfrontacji z nim, bo co ma powiedzieć?
- "Bawisz się uczuciami innych, rozkochujesz w sobie, planujesz przyszłość, a przy pierwszej lepszej okazji uciekasz do już znanego Ci życia? Życia, które przecież zakończyło się dla Ciebie tragicznie. Życia, w którym ona Cię zostawiła, więc zrobiła to z pełną świadomością, bo już Cię nie kochała, a jak Cię zobaczyła z nową dziewczyną, to postanowiła to zniszczyć. Jesteś tak naiwny czy ślepy??"
Niestety, nie uniknęła konfrontacji, bo on postanowił je ze sobą poznać - jeszcze bardziej rozdrapując jej zdruzgotane już serce.
"Była" wiedziała kim ona jest - to przecież dzięki niej dostała impulsu, aby byłego już faceta do siebie zwabić.
Kobieta poczuła się jak trzecie koło u wozu i odeszła...
Minęło kolejne 5 miesięcy. Pewnego dnia odezwał się do niej, zadzwonił. Opowiedział, że "była" rzuciła go drugi raz, tym razem go zdradziła. Tłumaczył się, przepraszał, oczekiwał powrotu.
A kobieta... odłożyła słuchawkę, wcześniej tylko mówiąc - "straciłeś swoją szansę! Czekam na kogoś dla kogo będę tą jedyną, a nie jedną z wielu. Skoro nie potrafisz ryzykować i budować czegoś nowego ciągle zostając przy starym, życie z Tobą byłoby nudne."
To jest historia, którą łączy w sobie wiele wątków, ale jeden przekaz. Po pierwsze, żeby nie bawić się uczuciami innych. Ponadto, aby pamiętać jedno - jeżeli coś się kończyć to skończyć się ma.
Ja w swoim życiu miałam mnóstwo takich podobnych sytuacji, z każdą kolejną znajomością, czekam tylko czy "była" pojawi się w pierwszym, drugim tygodniu znajomości, po miesiącu czy po pół roku.
Niestety pojawia się zawsze, a ja jestem już dla danego Pana nikim.
Po tak licznych i spójnych zachowaniach Panów, człowiek przestaje angażować się w jakiekolwiek relacje od początku znajomości. Coś po prostu pęka.
W moich oczach, mężczyźni wracający do "byłej" nie tylko są niezdecydowani, słabi, nie podejmują ryzykownych decyzji, nie są otwarci na nowości, na nowe życie, nowe doświadczenia, nowe możliwości, nowe wspomnienia i realizacje marzeń, nowe budowanie kolejnego rozdziału w życiu z nową partnerką, nowe uczucia, nowe doświadczenia, nowe poglądy, nowe spojrzenie na świat oczami nowej partnerki, czy stworzenia życia o jakim zawsze marzyli i jakie może przetrwać do grobowej deski, ale także ukazują mi, że są podatni na manipulacje, lubią bawić się uczuciami innych, zdradzać, są nielojalni i niesłowni.
Kiedyś przejmowałam się takim postępowaniem Panów. Teraz cieszę się, że szybko znikają z mojego życia jeżeli nie potrafią w nim być. Skoro cechy "byłej" odpowiadają mu bardziej, to przynajmniej jak wrócą do siebie, przynajmniej więcej kobiet uniknie rozczarowań takimi mężczyznami.
Dlatego Panowie, zabawa uczuciami na mnie osobiście już nie robi wrażenia. Poprzeczka jest wysoko postawiona i doskonale rozumiem kobiety, które stawiają ją równie wysoko.
Dlaczego?
A dlatego, że lepiej żyć emocjonalnie szczęśliwie samej lub przy boku z kimś kto kocha bezwarunkowo, niż przy boku kogoś, kto powoduje taką negatywną huśtawkę emocjonalną. Niż przy boku kogoś kto daje powody do zazdrości, dla kogo zdrada jest czymś normalnym, a relacje z byłymi kończą się ponownym związkiem.
Jeżeli Panowie jesteście tacy konkretni w kwestiach spraw zawodowych, to dlaczego nie jesteście tak konkretni w relacjach damsko-męskich? Jeżeli postanawiacie poznać kogoś i stworzyć nowy związek, to dlaczego w jednej chwili wracacie do starego? Naprawdę nie potraficie podjąć męskiej decyzji?
Jak Wy to widzicie? To tylko moje spojrzenie - ale niestety zbudowane na wielu tego typu doświadczeniach. Mieliście kiedyś podobną sytuacje? Jak to wygląda u Was - z kobiecego i męskiego punktu widzenia?
Komentarze
Prześlij komentarz