Kontrowersyjnego, bo nie jest to specyfik przeznaczony do włosów, ale czytając o efektach innych blogerek i osób, które go użyły, postanowiłam i ja spróbować.
Ten specyfik to maść końska - rozgrzewająca i chłodząca.
Efekty jakie można uzyskać dzięki aplikacji jej na skórę głowy (wcierki), po miesiącu podobno przynosi efekty.
Zakupiłam zatem końską maść i w tym tygodniu rozpoczęłam stosowanie.
Końska maść przeznaczona jest przede wszystkim na stawy. Jednak jej ziołowe właściwości i silne efekty rozgrzewające i chłodzące pobudzają skórę głowy i cebulki włosowe, a w związku z tym pobudzają na tyle, aby przyspieszyć wzrost włosów, a także przyczynić się do wzrostu włosów baby hair.
Wiele osób się obawia zastosowania, bo przecież nie jest to kosmetyk do włosów. Ja natomiast jestem przyzwyczajona do ryzyka i lubię ryzykować, a przez to że moje włosy są w strasznym stanie, to nie mam nic do stracenia.
Przed zastosowaniem trzeba jednak zrobić próby uczuleniowe w różnych miejscach na ciele. Zaczerwieniona i lekko opuchnięta skóra to normalność, w końcu maść ma mocno rozgrzewać, jednak jeżeli pojawią się wypryski, skóra zacznie swędzieć czy szczypać to lepiej maści nie stosować i nie ryzykować zbyt mono.
Po wykonaniu prób uczuleniowych, u mnie wszystko było ok, więc nałożyłam maść już pierwszego dnia od zakupu.
Pierwsze efekty:
Dzień 1 - po nałożeniu nie czułam nawet nagrzania skóry (nałożyłam maść bez rozcieńczania). Maść nałożyłam na godzinę
Dzień 2 - po nałożeniu - wstępnie na godzinę lub dłużej, odczułam już rozgrzanie skóry. Ze względu na to, że maść nałożyłam na wieczór pozostawiłam go na noc.
Dzień 3 - nałożyłam maść przed myciem głowy rano, na godzinę i już czułam efekt grzania, a po godzinie zmyłam maść i umyłam głowę szamponem.
Rozpoczęłam różne stosowane techniki i w zależności od dnia będę nakładać maść przez cały miesiąc. Po miesiącu należy na miesiąc maść odstawić, bo nie daje już efektu, a następnie powrócić do aplikacji.
Spróbuje tej mikstury przez obecny miesiąc, a w pełni planuje go przerobić przez kilka miesięcy lub rok, aby dostrzec prawdziwe efekty specyfiku.
Wiele osób się obawia zastosowania, bo przecież nie jest to kosmetyk do włosów. Ja natomiast jestem przyzwyczajona do ryzyka i lubię ryzykować, a przez to że moje włosy są w strasznym stanie, to nie mam nic do stracenia.
Przed zastosowaniem trzeba jednak zrobić próby uczuleniowe w różnych miejscach na ciele. Zaczerwieniona i lekko opuchnięta skóra to normalność, w końcu maść ma mocno rozgrzewać, jednak jeżeli pojawią się wypryski, skóra zacznie swędzieć czy szczypać to lepiej maści nie stosować i nie ryzykować zbyt mono.
Po wykonaniu prób uczuleniowych, u mnie wszystko było ok, więc nałożyłam maść już pierwszego dnia od zakupu.
Pierwsze efekty:
Dzień 1 - po nałożeniu nie czułam nawet nagrzania skóry (nałożyłam maść bez rozcieńczania). Maść nałożyłam na godzinę
Dzień 2 - po nałożeniu - wstępnie na godzinę lub dłużej, odczułam już rozgrzanie skóry. Ze względu na to, że maść nałożyłam na wieczór pozostawiłam go na noc.
Dzień 3 - nałożyłam maść przed myciem głowy rano, na godzinę i już czułam efekt grzania, a po godzinie zmyłam maść i umyłam głowę szamponem.
Rozpoczęłam różne stosowane techniki i w zależności od dnia będę nakładać maść przez cały miesiąc. Po miesiącu należy na miesiąc maść odstawić, bo nie daje już efektu, a następnie powrócić do aplikacji.
Spróbuje tej mikstury przez obecny miesiąc, a w pełni planuje go przerobić przez kilka miesięcy lub rok, aby dostrzec prawdziwe efekty specyfiku.
Zatem kto nie ryzykuje ten nie ma, a że ja chce mieć to ryzykuje :)
A co Ty sądzisz o końskiej maści? Próbowałaś/eś? Chcesz spróbować?
Komentarze
Prześlij komentarz