Cudownie byłoby zająć się tylko sobą i naprawdę zmienić się w ekspresowym tempie, ale każdy z Nas ma podobne trudności i wyrzeczenia, które nie pozwalają Nam spełniać marzeń czy być stuprocentowo zdyscyplinowanymi.
Po pół roku znajdywania dla siebie czasu zauważyłam jedno. Przyzwyczaiłam klientów, że byłam na każde zawołanie, i jak teraz mówię, że nie mogę czegoś zrobić w takim a takim terminie, to patrzą na mnie jakbym kłamała. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że byłam na każde zawołanie kosztem życia osobistego i odpoczynku, bo wydawało mi się że Nasze wspólne dobro w danym temacie przyniesie mi szczęście. Niestety, mi szczęścia nie przynosiło i nie przyniosło, a moje bycie na każdy dzwonek - klientów uszczęśliwiało - w końcu zawsze mieli zrobione coś nawet przed czasem, tak jak tego oczekiwali.
W ostatnim tygodniu miałam tak wiele zaplanowanych wpisów na bloga i żadnego nie udało mi się zrealizować.
A dlaczego?
A dlaczego?
Bo znowu wpadłam w pętle, że cudze sprawy są ważniejsze niż moje własne. Otrząsnęłam się dopiero wtedy, kiedy zgodziłam się na spotkanie z klientami w niedzielę (tak, świąteczną, wolną od pracy niedzielę, bo IM - NIE MI - pasowało) i spędziłam tam ponad 3 godziny, chociaż panowałam być nie więcej niż godzinę. Nawet pomyślałam wtedy czy ja na pewno mam do czynienia z 'normalnymi' ludźmi, skoro nie szanują mojego dnia wolnego?
Kolejny raz przekonałam się, że poświęciłam tydzień innym, swoje sprawy całkowicie odkładając na bok. W takich momentach dostrzega się fakt, czemu nie jest się w punkcie, w którym chciałoby się być. Czemu czas przelatuje przez palce, bo ktoś nie szanuje Naszego czasu i trwoni go, sądząc że Nam to powinno odpowiadać. Tym sposobem straciłam w ubiegłym tygodniu kilka dni na siedzenie po nocach, aby coś komuś skończyć i siedząc na spotkaniach, które z godziny przeciągały się na pół dnia, chociaż nie wniosły w moje życie nic wartościowego, nawet nie wniosły powiększenia mojego statusu majątkowego - były bezpłatne bo akurat Ci klienci nie chcieli za mój czas zapłacić.
Oczywiście, jeżeli ktoś ma mi do zaproponowania coś korzystnego dzięki czemu wzrośnie wysokość stanu mojego konta i dzięki temu spełnię swoje marzenia i w ten sposób zrekompensuje to mój poświęcony czas, to ja takim sprawom zawsze poświecę czas i to z ogromnym uśmiechem na ustach. Ale czy mam się uśmiechać kiedy słyszę od klientów, że w cenie wykonania danego zlecenia powinnam poświęcić im jeszcze cały dzień, bądź kilka dni pracy za darmo, bo przecież to moja praca? Czy praca dla kogoś za darmo, kto tego w żaden sposób nie docenia, powinna przynosić uśmiech na mojej twarzy? Tym bardziej wiedząc, że poświęcam swój czas, energie i siły, które z przyjemnością poświęciłabym na blogi, tworzenie nowych marek, na ćwiczenia, zdrowy tryb życia i możliwość odpoczynku i wyjazdu w jakieś ciekawe miejsce, które będę mogła pokazać szerszej grupie ludzi, aby mogli z tych rzeczy kiedyś skorzystać?
Ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Dzięki ostatnim dwóm tygodniom, kiedy to musiałam pracować na ogromnie wysokich obrotach, nawet przez weekendy, i tym samym byłam zmuszona zrezygnować z ćwiczeń, bo zbyt późno wracałam do domu i dosłownie padałam ze zmęczenia na twarz, dostrzegłam że stawiam już bezpowrotne granice takim tygodniom.
Na zmianę figury i wizerunku zostało mi pół roku. Już teraz powinnam wyglądać jak milion dolarów, a jeszcze nie wyglądam ;)
Kiedy Ty zastanawiasz się od kiedy zacząć zmiany to muszę przyznać, że to najłatwiejsza decyzja ze wszystkich. Lepiej powiedzieć sobie - do kiedy mam to zrealizować i wtedy dostrzeżesz jak dużo przeciwności się pojawia aby to zrealizować?
Wtedy widać przelatujący czas, człowiek jest nakręcony kiedy tylko pomyśli jak kolejny raz ktoś stanął na drodze do rozwoju i zmiany, a później okazuje się że kolejny rok mija i nic się nie zmienia.
Myślenie o sobie w kategorii roku to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Kiedy zmieniam się wizualnie to widać efekt z zewnątrz, ale kiedy pojawiają się takie przeszkody jak ostatnio u mnie, zmieniam się wewnętrznie. Nie mogłabym tego dostrzec po miesiącu czy dwóch. Można to dostrzec po pewnym czasie, kiedy Nasze postanowienia musimy odłożyć na przeczekanie, bo inni tego od Nas wymagają.
Teraz jednak motywuje mnie coś jeszcze, ale co dokładnie - o tym w kolejnym wpisie :)
A jak Wasze tegoroczne postanowienia - trwają czy już są dawno porzucone?
Komentarze
Prześlij komentarz