Kiedy wszystko się psuje często w pierwszej kolejności chcemy to naprawiać.
Kiedyś też tak podchodziłam do psujących się rzeczy.
Kiedy psuje się jedna rzecz to nie ma problemu można ją naprawić i już, ale kiedy psuje się kolejna i kolejna i kolejna, a Nam wręcz zaczynają ręce opadać, bo fundusze na naprawy się kończą, Nam brakuje energii do kolejnego przeciwstawienia się psującym problemom, to mamy wrażenie, że cały świat się przeciwko Nam przeciwstawił.
Ja miałam w 2016 roku dokładnie taki cały rok.
Jechałam do klientów na spotkanie - zepsuł się komputer, jechałam podpisać umowę - zapomniałam długopisu, a jak podjechałam do sklepu żeby takowy kupić i okazało się, że jest jeden jedyny w sklepie - to nie dość, ze kosztował mnie 13,00 zł, to po otwarciu opakowania - nie pisał! (mój najdroższy długopis w życiu).
Rozlałam napój na dokumenty. Wracając ze spotkania zepsuł się samochód. Jak jechałam wykonać zlecenie, to klienci nie płacili mi za pracę, więc wracałam do domu zmęczona, zrezygnowana, zdemotywowana i załamana, że znowu będę musiała kombinować jak zarobić pieniądze, których nie dostałam, a przecież dobiega końca termin zapłaty za mieszkanie czy telefon, a ja swoje ostatnie pieniądze wydałam na benzynę, aby do klientów dojechać wykonać pracę i zarobić.
Popsuł się aparat fotograficzny, wypaliły żarówki w domu, zaczął przeciekać kran, podarła się ulubiona bluzka, a nawet odpadła podeszwa od jedynych płaskich butów.
A do tego wszystkiego psuły się wszystkie relacje z ludźmi, a raczej ich odchodzenie z mojego życia z dnia na dzień, ich atakowanie mnie, nieprawdziwe oplotkowywanie mnie za plecami, mimo, że każdej z tych osób pomogłam, dałam zarobek, wyciągnęłam do niej rękę.
Jedyne co mi się wtedy chciało - to płakać, bo za co się nie zabrałam - wszystko się psuło, a jakkolwiek próbowałam utrzymać dobre relacje z ludźmi, oni atakowali mnie jeszcze bardziej wymyślając dziwne rzeczy.
Na początku nie mogłam tego wytrzymać, nie miałam do tego nerwów i siły.
Później zmieniłam taktykę.
Stwierdziłam, że skoro to wszystko się psuje to po prostu nie jest dla mnie. Powinnam była to odpuszczać, a nie naprawiać. Powinnam pozwolić się tym zdarzeniom zakończyć.
I tak też zrobiłam.
Były to bowiem znaki od losu. Znaki, abym nie podpisywała danej umowy, nie jechała do danego klienta, nie współpracowała z tymi ludźmi, których uważałam za szczerych i lojalnych, a którzy okazali się przeciwieństwem tych cech. Miałam również zastanowić się czy dane miasto, mieszkanie jest aby na pewno miejscem do odnalezienia siebie, sensu i własnego rozwoju.
Kiedy patrze na ten moment z perspektywy czasu, widzę, że gdyby się to wszystko nie psuło i nie kończyło, tkwiłabym w pracy, która mnie męczyła, niezadawalała, wśród ludzi, którzy mnie nie szanowali i nie chcieli towarzyszyć w drodze do sukcesu, do czegokolwiek większego niż przeciętność.
Jeżeli masz taki rok, że już masz go dosyć i z niecierpliwością czekasz aż data zmieni się na 2018, bo wszystko w tym roku się u Ciebie psuło i kończyło, zacznij patrzeć na to, że widocznie musiało się skończyć, aby dać miejsce na nowe, lepsze. Może odpuść, zastanów się co to ma Ci wskazać. Nie raz przekonałam się, że nie wszystko jest takie jak się wydaje.
I kiedy coś się psuje może warto zacząć coś nowego?
Cieszę się, że tyle rzeczy i relacji się u mnie zepsuło. Dzięki temu kupiłam nowsze rzeczy, które lepiej służą i często zastępują wiele rozwiązań w jednym. Dzięki temu zakończyłam toksyczne relacje, które nic do mojego życia nie wnosiły. Wyjechałam z miasta, w którym czułam się ciągle ograniczana i w którym od lat nie mogłam rozwinąć skrzydeł.
A gdyby tam, do tej pory wszystko szło świetnie, nic by się w moim życiu nie zmieniało, wszystko by było jednakowe, przewidywalne i znane. Teraz cieszę się, że wszystko się zepsuło :)
Co u Was zepsuło się w tym roku co mocno Was dotknęło? Próbujecie to naprawić czy odpuszczacie?
Komentarze
Prześlij komentarz