Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię porównania przed i po. Często pokazują one, dlaczego istotne są w życiu zmiany i że każda zmiana, nawet jak nie jest lepsza, to jest potrzebna.
W moim życiu ciągle jest ogrom zmian. Kiedyś bardzo mnie to stresowało, że nie mogę uzyskać stabilizacji w życiu, która z taką łatwością przychodziła moim rówieśnikom. Nie mogłam uzyskać tego, co dla innych było normalne, naturalne, a dla mnie okazywało się wielkim wyzwaniem jakbym przechodziła huragan, a wszędzie na około świeciło słońce. Często wręcz mogłabym swoje życiowe sytuacje porównać do postaci z kreskówek, które pokazywane są jako te z narysowaną nad sobą chmurką, z której ciągle pada deszcz, a wszystkie kreskówki wokół takich chmurek nie miały.
Frustrowało mnie to, że ilość zmian w moim życiu była dwukrotnie większa niż stabilizacja i bezpieczeństwo. Trudności uzyskania przynajmniej w jednej dziedzinie swojego życia harmonii była wręcz niemożliwa do uzyskania, a wysłuchiwanie środowiska, że dążą do stabilizacji a w moim życiu jest taki chaos, powodowało, że zatracałam wiarę w siebie. I kiedy odrzuciłam wszystkich dotychczasowych znajomych, zrozumiałam, że to nie byli ludzie dla mnie, kiedy postanowiłam zająć się innymi zajęciami niż tylko wyuczony przez ze mnie zawód, wtedy zrozumiałam co mnie cieszy, do czego dążę i dążyłam, i że największym moim atutem jest właśnie brak tej stabilizacji, brak tego bezpieczeństwa, i to ciągłe zmiany powodują, że moje życie jest interesujące i do nudnych nie należy.
Stąd też teraz zmianami się bawię, akceptuje je i z pokorą przyjmuje. Teraz wiem, że nic nie dzieje się bez powodu i może brak osiągnięcia stabilizacji do tej pory miał pokazać mi, że życie nie ma być stabilne.
Żyjemy na tym świecie krótko, więc po co zgadzać się żeby było to życie nudne, przewidywalne i jednakowe. Ja jednak wolę trochę w życiu poszaleć.
Mimo, że nie przyciągam może swoją osobą (jeszcze) rzeszy fanów i obserwujących, bo pokazuje swoje zmiany na Waszych oczach a nie po fakcie (po co po fakcie się tylko nimi chwalić, lepiej pokazywać jak wygląda cała droga a nie sam szczyt, przynajmniej wiadomo, z czym się trzeba zmierzyć), to również zależy mi bardziej na tych oddanych i lojalnych fanach, a nie na sztucznym tłumie, który tak jak szybko przychodzi, tak szybko odchodzi (wiem to z doświadczenia).
Dlatego dzisiaj pokazuje Wam moją ostatnią metamorfozę fryzurową i pierwszy krok do naprawienia stanu i jakości swoich włosów, o których mówię zarówno na blogu jak i na kanale.
Czasami słyszałam, jak mówi się, że włosy pokazują jak o siebie dbamy. Często, że są Naszą wizytówką. Jeszcze kiedy indziej, że pokazują stan Naszego konta.
Jestem w stanie zgodzić się tylko z tym, że są w jakimś stopniu Naszą wizytówką, bo czy chcemy czy nie otaczają Naszą twarz, na którą w relacji z innymi ludźmi zwraca się uwagę w pierwszej kolejności.
Jednak i to nie powinno być wyznacznikiem Naszego charakteru czy osobowości - to są tylko włosy, a czy włosy na rękach czy nogach też są Naszą wizytówką ;)? - to pytanie można by było zadać również Panom, którzy charakteryzują się takim owłosieniem i nie skupiają się na tym jakiej one są jakości ;)
Ale wracając do meritum. Uważam, że włosy wcale nie pokazują jak się o nie dba, ani nie pokazują Naszego statusu majątkowego. Po pierwsze dlatego, że ja jestem idealnym przykładem, że tak nie jest.
Włosom poświęcam bardzo dużo czasu od lat, bo od lat ich stan podupadał na zdrowiu i jakości, co było wynikiem ogromu stresu i ogromu pracy w moim życiu. Ich stan początkowy, to zupełnie inne włosy niż te, które mam dotychczas i zamieszczam poniżej zdjęcia z 10 lat wstecz, abyście zobaczyli jakie miałam włosy kiedyś i do czego dążę obecnie w swojej włosowej przemianie. Droga do dawnych włosów będzie długa, ale nie niemożliwa i ja zamierzam ją stoczyć - sama czy z pomocą innych.
Dlatego co do dbania o włosy, to ktoś by mógł o mnie powiedzieć - w ogóle nie dba o włosy - a jest zupełnie inaczej.
Codzienne mycie, codzienne odżywianie, zmiana diety, maski na włosy, brak suszenia suszarką, aby ich nie niszczyć, brak prostowania prostownicą, aby ich dodatkowo nie spalać, do tego wieloletnie czekanie na wzrost, aby móc je obciąć tak by loki się układały, chodzenie do trychologa, szukanie fryzjerów, którzy znają się na rzeczy - to moje codzienne dbanie o włosy. A czy coś z tego widać na mojej głowie?
Absolutnie nic! Zniszczenie jest na tyle duże, wzrost niestety mizerny, do tego cienkie i kręcone, więc loki utrudniają przywrócenie ich do zdrowego stanu i wyglądu (chociaż ie zamierzam z nich rezygnować), już nie wspominając o znalezieniu fryzjerów, którzy potrafiliby zająć się kręconymi włosami (co graniczy z cudem), niestety nie ułatwia utrzymania ich pięknego wyglądu.
Więc czy to świadczy o braku dbania o włosy, czy braku pieniędzy na ich zmianę - nie sądzę. Raczej od braku znalezienia kompetentnych osób, które podjęłyby się wyzwania naprawienia włosów zniszczonych i to kręconych, i doradzenie co można by było zrobić aby naprawić je szybciej.
Dlatego dzisiaj odmiana jest świadoma, chociaż nie spełnia moich oczekiwań, bo do moich oczekiwań jest jeszcze długa droga. Jest to jednak pierwszy krok, który ma wspomóc polepszenie się jakości moich włosów, a którego to wsparcia udzielił mi jeden z fryzjerów.
Na pierwszym zdjęciu porównawczym jest porównanie dzień po dniu. Ja przed odmianą w blond włosach i świeżo po wyjściu od fryzjera.
Na włosach miałam nałożoną keratyninę, która ma wspomóc zamknięcie się łusek włosowych moich zniszczonych włosów. Fryzjer także odciął mi ziszczone, spalone końcówki, które niestety zapuszczałam 3 lata ;( ale jak mus to mus. Do tego pofarbowanie na ciemniejszy kolor, który ma pomóc im się odżywić. I mimo, że kiedyś byłam brunetką i odpowiada mi ten kolor, a nawet lepiej w nim wyglądam, to i tak włosy będę rozjaśniać. Niestety, mimo powrotu do ciemniejszych włosów, przypominają mi się jedne z moich trudniejszych życiowych doświadczeń, więc nie czuję się w niej tak dobrze jak przedtem.
Barwę rozjaśnię - może nie do takiego stanu jak wcześniej, ale w jaśniejszej tonacji, jednak przez pewien czas będę konkretną brunetką, aby moje włosy chwilę nabrały wigoru i przygotowały się do dalszych zabiegów odżywczych.
Na tą chwilę, po keratyninie są znacznie mniej puszyste niż to było wcześniej. Stąd też lepiej do siebie przylegają i łatwiej się rozczesują.
Dlatego sami oceńcie czy lepiej mi w blond czy jako brunetka, oraz na moim przykładzie zobaczcie, że nie jakość włosów obrazuje człowieka, a różne czynniki wokół, które się do ich jakości przyczyniają.
Jeżeli same, sami szukacie ratunku dla swoich włosów zacznijcie od keratyniny i zejściem z tonacją kolorystyczną włosów. Później zostaje już tylko cierpliwość, ewentualne suplementy, zmianę odżywiania czy znalezienie odpowiednich kosmetyków, które wspomogą ich wzrost i poprawią jakość.
A może macie jakieś sprawdzone sposoby domowe na włosy? Jakie kosmetyki stosujecie w swojej codziennej pielęgnacji? Piszcie śmiało w komentarzach, przyda się to mi i wszystkim czytającym.
ps. A tak wyglądałam kiedyś (dokładnie 10 lat temu) i do tego dążę, aby moje włosy wróciły do tego stanu. Czy się uda? Bądźcie ze mną, obserwujcie i subskrybujcie kanał, a same, sami się przekonacie :) Strasznie mnie zmieniło te 10 lat, prawda ? :) na zdjęciu moja wcześniejsza psika - Funia (żyła 16 lat)
Komentarze
Prześlij komentarz