Dawniej obojętne mi było czy ktoś był słowny czy nie, bo kiedy takie rzeczy działy się w podstawówce, w liceum czy na studiach, po prostu ukazywały mi obraz danej osoby i były przykładem tego czy nawiązywać z kimś i utrzymywać dalej kontakt czy raczej unikać takiej niesłownej osoby.
Kiedy przychodzi jednak czas pracy, czy własnego biznesu, wówczas czyny i słowa nabierają ogromnego znaczenia i dotyczą nie tylko współprac z kontrahentami czy pracownikami ale także relacji damsko - męskich, kiedy wybór partnera nie ma być tylko przelotnym flirtem.
Własny biznes i relacje z ludźmi nauczyły mnie jednego - patrzeć na czyny, a nie na słowa.
Słowa oczywiście są istotne, bo od nich się wszystko zaczyna, ale jeżeli nie przekładają się na czyny - są nic nie warte. I jak sama zdaje sobie sprawę, że chciałabym aby moje życiowe sytuacje szybciej się zmieniały i jestem w tej kwestii bardzo niecierpliwa, tak nawet jak coś nie zmienia się tak szybko jak by mogło, to te czyny i tak się kiedyś pojawią i na mówieniu się nie skończy.
Gorzej jednak jak słowa okazały się tylko słowami, albo nowe słowa nigdy nie zostaną zrealizowane.
Często mam wrażenie, że ludzie, których spotykam na swojej drodze (przynajmniej było tak do tej pory) bardzo dużo mówili i mówią, ale co do czego przychodzi - wycofują się, znikają, nie ma ich, nie ma ich pomysłów, nie ma czynów, nie ma realizacji.
Ile razy słyszałam od ludzi, z którymi współpracowałam ile by oni nie chcieli zrealizować, czego by nie chcieli zrealizować, jakie to miliony im przyniesie. Ostatecznie nie kończyło się to nawet na spisaniu pomysłów na papier, już nie wspominając o biznes planie, kiedy pytałam co w tej kwestii zaczęli robić.
Podobnie było w przypadku Panów. Każdy obiecywał jak to będzie wspierał, pomagał, jak po prostu będzie kiedy będzie potrzeba. I nie mówię tu wcale o Panach z którymi byłam, ale tez o tych którzy byli przyjaciółmi czy kolegami, którzy sugerowali, że można do nich dzwonić kiedy będę w potrzebie. Za każdym razem jak w tej potrzebie byłam, np. zepsuł mi się samochód i potrzebowałam pomocy przy odholowaniu, jak potrzebowałam silnych, męskich ramion kiedy się przeprowadzałam i potrzebowałam pomocy przy znoszeniu i wnoszeniu rzeczy, a nawet jak dzwoniłam aby zapytać o pilną sprawę, czy szybko zapytać czy podejmą się jakiegoś zlecenia, które było dla nich - nigdy ich nie było. Zawsze zostawałam sama.
To nauczyło mnie samodzielności i nieliczenia na to, że jak ktoś coś powie to będzie w tym słowny - nie będzie. Lepiej, żeby pokazał swoim zachowaniem niż obiecywał obiecankami bez pokrycia.
Kiedyś, chcąc pomóc swojemu "przyjacielowi" (o którym już na blogu wspominałam, ale to jest akurat historia i przykład jak trzeba mieć ograniczone zaufanie do ludzi - szczególnie na początku - by po kilku latach znajomości nie dostać noża w plecy), który wpadł w ciężką pętle zadłużenia przez kredyty, załatwiałam mu zlecenia i pracę, aby więcej zarobił (niestety zniszczył mi tym samym opinie u klientów, których mu załatwiłam), odkupiłam od niego część sprzętów, aby kiedy wyjdzie na prostą mógł je ode mnie znowu odkupić. I co szanowny "przyjaciel" zrobił?
Po mojej pomocy, skorzystał z niej, a później z dnia na dzień po kilku latach znajomości zerwał ze mną kontakt. Przywiózł mi połowę sprzętu, za którą zapłaciłam (drugiej połowy na oczy już nie zobaczyłam), i na koniec powiedział mi wiele okrutnych, nieprzyjemnych słów prze telefon (w oczy nie miał odwagi), na które ja odpowiedziałam - "aha" (i odłożyłam słuchawkę, bo nie chciałam słuchać jak mnie dalej opluwa). To była Nasza ostatnia rozmowa.
Długo nie mogłam się po tym pozbierać, bo jak się pozbierać po relacji, w której widziało się przyjaźń do końca życia (a są takie, i ludzie są w stanie przyjaźnić się latami), a znajomość okazała się nie tylko oszustwem, stratą pieniędzy, zdradą (bo jakby tego wszystkiego było mało, po tych okropnych słowach zaczął od razu współpracować z moją nieuczciwą konkurencją, która niszczyła mnie na rynku jak tylko mogła), oczernieniem i kopnięciem tak, że się o ścianę obiłam.
Czy po takich sytuacjach wierzy się w słowa bez czynów? Niestety nie. Czy wierzy się innym ludziom - zupełnie nie. Czy ufa się innym ludziom - też niestety nie.
Czy da się to zmienić?
Nie jest łatwo, ograniczone zaufanie do każdego pozostaje, oczekuje się czynów równych i równoznacznych co wypowiadane słowa, a jak ich brak to człowiek się odwraca i odchodzi.
Na szczęście czas leczy wszystko i przynajmniej po jakimś czasie znowu zaczyna się lubić ludzi - po miesiącach strachu przed nimi, ale zaczyna. Niektórym nawet bardziej się ufa niż całej reszcie, bo ma się wrażenie, że przeszli podobne trudności i są w stanie człowieka zrozumieć.
Jestem osobą, że całe życie robię - a nie mówię. Może dlatego nawet na blogu często skrywam trochę tajemnicy. Uważam, że nie warto jest mówić o czymś co nie zostanie zrealizowane, albo o czymś tylko po to, żeby w oczach innych pokazać się lepszym, chociaż w rzeczywistości jest się niesłownym.
Jestem osobą, która nawet jak ma się spóźnić, albo nie przyjechać wcale bo coś wypadnie, to od razu o tym poinformuje oczekującą na mnie osobę. Po co mam zabierać komuś najcenniejsze co człowiek w życiu ma - "czas" i to na zbędne czekanie. Co jeśli te cenne minuty mojego spóźnienia okażą się ostatnimi minutami życia tej osoby. Minuty, które mogłaby przeżyć inaczej niż na wyczekiwaniu na mnie.
Moje postrzeganie życia jest inne, wiem i żałuje, że tak mało osób podobnie to życie postrzega, nie ceniąc i szanując mojego czasu, spóźniając się nie kilka minut, a niekiedy nawet godzinę, będąc niesłownymi, i rzucającymi słowa na wiatr.
Mam nadzieję, że chociaż osoby prowadzące swoje biznesy nauczą się, że odpowiedzialność za swoje słowa i biznesowe propozycje to jest klucz nie do oszukiwania innych, ale do rozwoju własnego biznesu, bo na tą chwilę jeszcze wiele w tej kwestii kuleje.
Czy realizujecie to o czym mówicie? Macie pomysł na biznes i nic z nim nie robicie? Jesteście niesłowni i nic sobie z tego nie robicie? Jak to wygląda u Was?
Komentarze
Prześlij komentarz