26 lipca wypadają moje imieniny - Anny.
Zawsze cieszę się na tą okazję, bo tak świetnie imieniny mi wypadają - w pełni lata (a są raz w roku - jeżeli ktoś nie zna Aneczek, to one nie mają innej okazji imieninowej do wyboru).
W związku z tym, że urodziłam się w styczniu i to 2 tygodnie po Nowym Roku, gdzie nikt nigdy o moich urodzinach nie pamiętał i nie chciał ich ze mną świętować i niestety tak jest co roku (tak nauczyłam się świętować je inaczej i najczęściej gdzieś wyjeżdżam - sama), tak w imieniny mam większe pole do popisu, by ten dzień był inny niż 365 dni w roku.
W tym roku są to moje 34 imieniny. Planowałam spędzić je wyjątkowo, np. skoczyć ze spadochronem, polecieć na paralotni, pojeździć szybkimi samochodami, albo po prostu wyjechać gdzieś dalej z Florką i padnięta ze zmęczenia po całym dniu atrakcji,wrócić do domu.
Niestety - marzenia, realność życia sprowadza do parteru.
Ten rok wyjątkowo jest mi niesprzyjający. Mimo, że nie jest tak trudny jak ubiegłe lata i wręcz bym powiedziała, że jest baaaaaaaaardzo lekki w porównaniu do poprzednich, to jego rozlazłość, zbytnia "spokojność", brak ekscytacji życiem, brak w nim energii, pozytywnego nakręcenia, ogromu działania (nie tylko związanego z pracą, której ja zawsze mam pełno), a nawet brak dłuższego dnia, narzuconych przeze mnie samą sztywnych godzin realizacji siebie i swoich pasji, dotychczasowy brak możliwości rozwijania umiejętności, które są mi potrzebne i zadbania o wygląd by doprowadzić go do stanu sprzed roku, powodują, że przez 7 miesięcy tego roku czuje się jakbym sprzątała życie i końca tego sprzątania nie widać. Już jest czysto, już mogliby wchodzić goście, już mogłaby rozpocząć się ekstra impreza, ale nie....życie przekłada je i przekłada, a mi opadają emocje wcześniejszego entuzjazmu i pozytywu.
Niestety. Czuje zastój. Potężny zastój energetyczny i ogromnie brak mi samej siebie w tym roku, w każdej dziedzinie życia.
Do końca wierzyłam, że w swoje imieniny będę już daleko, tam gdzie chciałabym dojść, a ja nadal jestem w punkcie wyjścia i nawet światełka w tunelu nie widać.
I wiem, że często mówię i piszę tak okrężnie, bo nie o wszystkim chce powiedzieć - po prostu niektórych rzeczy się wstydzę. Wstydzę się jak ten rok paskudnie u mnie wygląda, a przecież miało być już tak dobrze, tak bardzo w to wierzyłam.
Jak paskudnie wszystko wróciło do stanu wyjściowego i jak nie mogę się z niego podnieść.
Jak paskudnie przez ostatnie lata doświadczyło mnie życie, że nawet walka o siebie nie przynosi już takich efektów jak kiedyś, kiedy wszystko mi sprzyjało.
I kiedy planowałam, że wpis imieninowy potrwa cały miesiąc (tak jak to miało być w ubiegłym roku), tak znowu nic z tego nie wyszło i tak znowu ten dzień jest zwykłym szarym dniem, w którym poza rodziną nikt mi nawet nie złoży życzeń.
Wiecie, cały czas wierzę gdzieś głęboko w sercu, że będę żyła tak jak chce, i że spełnią się wszystkie moje marzenia. Skoro życie zrujnowało mi się kiedy wcale tego nie chciałam, może i kiedyś przyniesie mi gwiazdkę z nieba jak też nie będę tego planować?
Przez te lata, w których projektuje swoje życie na nowo dowiedziałam się jednego. Bez względu na to w jakiej sytuacji jestem - nie porzucę siebie, nie zdradzę siebie, na rzecz ani jednej osoby.
Robiłam tak zawsze i dlatego doświadczyłam tak ciężkich lat. Zawsze wszyscy i wszystko było ważniejsze - niż Ja. Teraz przynajmniej jak bardzo beznadziejnie by nie było, wiem, że zbudowałam kilka swoich marek i nie porzucę ich na rzecz nikogo. Los bywa przewrotny, a ja nie chce znaleźć się w takich samych momentach życia jakie ciągną się i przeplatają w ostatnich latach mojego życia. Są po prostu straszne i bez żadnych perspektyw. Nigdy więcej!! - A raczej powinnam powiedzieć "Nigdy w życiu" jak słowa popularnego filmu, który wręcz uwielbiam po dziś dzień. Uwielbiam go, bo moje życie wygląda podobnie. Podobnie w życiu ryzykuje jak Judyta stawiająca dom. Tyle tylko, że u mnie to co ryzykuje - nie wychodzi.
Dlatego w te imieniny życzę wszystkim Aneczkom, żeby nigdy się nie poddawały i nigdy nie zdradzały siebie, bo wszyscy i wszystko jest ważniejsze. Nie jest, ale niestety dostrzega się to wtedy, kiedy samemu się jest w kłopotach i wokół nie ma nikogo, mimo tego, że pomagało się wszystkim i we wszystkim.
A sobie? Sobie życzę, aby wszystkie moje projekty związane z blogami i kanałem na youtube, wreszcie się kiedyś zrealizowały, i abym odnalazła swoje miejsce na ziemi, gdzie będę czuła się chciana, lubiana, szanowana i będę czuła się bezpiecznie.
Inaczej wyobrażałam sobie swoje dotychczasowe życie. Kłóci się we mnie emocja "pogódź się z tym i odpuść" z emocją "nie oddawaj życia walkowerem".
Mieliście tak kiedyś? A jak tak, to jak z tego wybrnęliście?
Komentarze
Prześlij komentarz