Jeżeli oglądacie mnie na yt, to wiecie, że dokładnie rok temu poszukiwałam nowego mieszkania z moimi zwierzakami. Dobiegała końca umowa w mieszkaniu, w którym wtedy mieszkałam i nie chciałam jej przedłużać z wielu względów. Po pierwsze dlatego, że właściciel przychodził co miesiąc do mieszkania po opłaty jak po haracz (przynajmniej tak to wyglądało jak przy mnie przeliczał pieniądze), nie wystawiał żadnego potwierdzenia, więc ponad 2000,00zł miesięcznie - ciężko przeze mnie zarobione - przechodziły bez echa, że w ogóle istniały. Jak przychodził to obserwował każdy kąt, czy przypadkiem czegoś mu nie zniszczyłam, i czy nie przetrzymuje kogoś dodatkowo w szafie, albo przypadkiem się z kimś nie spotykam - no bo mi przecież nie wolno, to jego cholerne mieszkanie!. Miałam tak dosyć tego kontrolingu i dosyć niewygodnego mieszkania, bo było zrobione bardzo nieprzemyślanie i w żaden sposób nie można było go ustawić wygodniej, bo wszystko było wręcz przykręcone, że pora było coś zmienić.
Żałowałam jedynie świetnej lokalizacji, super miejsca jako osiedla, ludzi wokół, z którymi nigdy nie było żadnego problemu, po prostu tego miejsca.
Dni mijały, a ja nie mogłam znaleźć mieszkania na wynajem z psem, a że zawodowo też szło w kratkę i do tej pory moje marki nie przynoszą mi jeszcze milionów, żebym mogła poszastać i nie zważać na finanse ;) , tak szukałam czegoś w rozsądnej cenie. Niestety, nie znalazłam. Postanowiłam zatem na chwilę przyjechać do rodzinnego miasta, zostawiając wszystkie swoje rzeczy w komórce lokatorskiej i z rodzinnego miasta znaleźć mieszkanie. I tak, nie mogąc dalej znaleźć niczego do wynajęcia z psem - ładnego i nie za kilka tysięcy złotych - zamieszkałam z kimś.
To był największy błąd jaki mogłam popełnić. Po pierwsze dlatego, że straciłam ciekawe wnętrza do nagrywania i swobodne miejsce do pracy.
Uniemożliwiło mi to codzienne wstawanie o 5.00 jak wstawałyśmy z Florką wcześniej, bo dla tej osoby dzień zaczyna się o 8.00, a z domu w ogóle wychodzi dopiero o 12.00.
Uniemożliwiło mi to codzienne ćwiczenia, bo ta osoba o siebie nie dba i przytyki jakie ciągle słyszałam w momencie ćwiczeń, powodowały, że się czułam jak śmieć. Przestałam ćwiczyć i postanowiłam, że będę ćwiczyć jak ta osoba będzie wychodzić z domu (bo nie zobaczy) lub jak zaśnie. Nie wszystkie ćwiczenia są możliwe, ale przynajmniej przy takiej ilości pracy jaką miałam przez ten rok, by wyrwać się z tej niemocy, nie wyglądam teraz jak 70 kg kulka, tylko w miarę manewruje przy swojej wadze - siedzący tryb pracy szybko zaokrągla biodra u Pań, a ja nie chciałam aby mój 2-letni wcześniejszy wysiłek poszedł na marne. Nie jest jak bym chciała, ale poprawiam to jak mogę, i kiedy się wyprowadzę, potrzebuje miesiąca, by wrócić do formy (znam swój organizm i wiem, że to potrafi).
Uniemożliwiło mi to intensywniejszą pracę, więc wszystko zaczęło przesuwać i rozsuwać się w czasie, co mnie wielokrotnie podłamywało.
Uniemożliwiało nawet porządne ubieranie się, bo w tym jednym pokoju wylądowałam z jedną walizką, a wszystkie moje rzeczy do tej pory leżą w komórce lokatorskiej. Nie chciałam ich przynosić, aby nic w tym miejscu mnie nie zatrzymywało.
Uniemożliwiło mi to swobodniejszy rozwój, zahamowało i zrujnowało regularność wpisów na blogu, nagrywanie na kanał na yt.
I dlaczego tak się stało? Przecież jestem samodzielną, dorosłą osobą i nie powinnam porzucać tego wszystkiego przez kogoś!
No właśnie.
Ale wszystko zależy jaka ta osoba jest. Jak to mówisz - z kim przystajesz, takim się stajesz, chociaż ja taka stać się nie chciałam.
- Niestety ta osoba jest bardzo toksyczna. Nie można przy niej ćwiczyć, nie można się śmiać, żartować, bawić (przez co Florka zapomniała co to znaczy się bawić, a bawiłyśmy się wcześniej codziennie).
- Nie potrafi być otwarta na czyjeś postrzeganie świata i poglądy. Jej zdanie jest jedyne, najważniejsze i trzeba myśleć jak ona, bo jak nie to się kłóci i wyzywa od najgorszych.
- Nie można przy niej pracować, bo stale przeszkadza. Dlatego wiele prac wykonałam po nocach, żeby zdążyć z terminami, mieć na opłaty i przeczekać zanim wybrnę z tej sytuacji.
- Nie można przy niej z nikim rozmawiać przez telefon, bo się wtrąca z ciekawości, kto to był.
- Trzeba się tłumaczyć, gdzie się wychodzi i za ile będzie.
- A przede wszystkim ma fatalne nawyki - życiowe, żywieniowe, i za nic nie przekona się jej, by coś zrobiła ze swoim życiem, a nie ciągle narzekała i stękała jak to jest jej źle i na co to nie choruje.
Dlatego, tak, to była najgorsza decyzja w moim życiu, by zamieszkać z taką osobą, kiedy ja jestem przeciwieństwem tego. Po roku czasu z taką osobą, będę potrzebować przynajmniej półrocznego detoksu od tego smutnego, wiecznie niezadowolonego ze wszystkiego życia. Ale wiecie co? Zrozumiałam, że nie każdy chce się w życiu zmienić, że musi sam przejść jakiś wstrząs czy wydarzenie, które może nim poruszy, bo kiedy nie słucha innych, nie widzi jak ktoś próbuje pomóc, nie szanuje tego i nie docenia - nie warto pomagać, nie warto radzić, nie warto pokazywać rozwiązań, bo i tak z tego nie skorzysta.
Ja czuje się po tym roku wymęczona, bez humoru, ze zniszczoną Florką (bo widzę jak ona też bardzo przygnębiona się stała, niestety często mówiłam do niej szeptem, aby ta osoba nie słyszała, bo miałaby jeszcze większego doła), z ogromnym przybiciem i kilkoma załamaniami.
Ale czy to mnie złamie tak jak wszystkie poprzednie trudne życiowe sytuacje? Raczej wzmocni, bo już wzmocniło. Nie dość, że wpadłam z deszczu pod rynnę i dwa lata z rzędu natrafiłam na ludzi, którzy próbują zawładnąć, kontrolować i ustawiać innym życie, a swoim nie potrafią się zająć, tak przynajmniej wiem, żeby nigdy nie dawać nikomu kontroli nad swoim życiem, nie pozwalać na poniżanie i próby zmian tego życia na tyle, bym nie mogła być w pełni sobą.
Ale czy to mnie złamie tak jak wszystkie poprzednie trudne życiowe sytuacje? Raczej wzmocni, bo już wzmocniło. Nie dość, że wpadłam z deszczu pod rynnę i dwa lata z rzędu natrafiłam na ludzi, którzy próbują zawładnąć, kontrolować i ustawiać innym życie, a swoim nie potrafią się zająć, tak przynajmniej wiem, żeby nigdy nie dawać nikomu kontroli nad swoim życiem, nie pozwalać na poniżanie i próby zmian tego życia na tyle, bym nie mogła być w pełni sobą.
Ja wiem do czego dążę, wiem jak trudna jest to droga, ale też wiem, że z tej drogi i z siebie nie zrezygnuje, właśnie po to, aby nigdy więcej nie znaleźć się w takiej sytuacji. Aby zrobić wszystko, by kupić własne mieszkanie i być od nikogo niezależną. I aby robić w tym życiu to. co ja chce, a nie to jak widzą mnie inni!
Zaczął się październik, mija rok od tej mojej fatalnej decyzji, ale to już końcówka takiego życia. Już jestem na dobrej drodze do pozbycia się ze swojego życia tego miejsca. Czeka Nas kolejna przeprowadzka, niestety znowu na wynajmie, ale już tylko dla siebie! Nigdy więcej nie zamierzam mieć żadnego pokoju u nikogo! Nigdy! Była to forma przeczekania, ale nie takim kosztem. Nie kosztem zdrady siebie, swoich przyzwyczajeń, dobrych nawyków, radości, możliwości wypowiadania się na każdy temat, po prostu życia i oddychania!
Mam nadzieję, że jeżeli kiedykolwiek, z kimkolwiek kiedyś w życiu zamieszkam, to będzie to przyjemność, a nie katorga.
Dlatego jak zastanawiacie się czy wynajmować z kimś mieszkanie czy pokój w większym mieszkaniu, to ja Wam powiem jedno - zależy z jaką osobą - rozwojową czy antyrozwojową, dbającą o siebie i napędzającą do działania, czy demotywującą każdego dnia. Bo jak rozumiem fakt ile osób wynajmuje w taki sposób pokoje, aby zaoszczędzić na tych kolosalnych kwotach wynajmu, tak pamiętajcie - nigdy kosztem siebie. Ja to wytrzymałam przez cały rok, bo już nie jedno w życiu przeszłam, ale gdybym nie musiała, bo mieszkanie dla mnie i Florki znalazłabym wcześniej, to porzuciłabym to mieszkanie w sekundę i nawet się nie obróciła.
Ostateczny wybór musicie podjąć sami, ale kiedy nie możecie być w danym miejscu sobą, to po co takie życie?
Ja mam nadzieję, że doczekam się za tego życia swojej własnej nieruchomości. Ciężko pracuje na nią od lat, a wynajem wychodzi mi bokiem, już nie mówiąc o tym jak ciężko jest wynająć porządne mieszkanie z porządnym właścicielem. Chętnie powiedziałabym do wszystkich właścicieli, którzy wynajmują - "żyj i daj żyć innym", bez tego sztywniactwa i kontrolingu. Naprawdę nie wiem, kto płacąc kolosalne pieniądze za wynajem chciałby rozwalić mieszkanie, płacić za rozwalone i jeszcze w nim mieszkać. Czy wszyscy Ci właściciele nigdy nie wynajmowali, że nie wiedzą na czym to polega? Nie wiem naprawdę.
Dajcie znać czy wy mieszkaliście kiedyś z kimś, z kim nie dało się wytrzymać i wy też przez tą osobę traciliście wiarę w siebie i każdy skrawek siły i pozytywnej energii. Jestem ciekawa waszych historii.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń