Pieniądze niestety rządzą światem i sami my - ludzie - do tego doprowadziliśmy. Teraz jedni mają nadmiar a drudzy niedomiar, uznając siebie wzajemnie za gorszych z takich lub innych względów.
Bez względu na status majątkowy i tak każdy ciągle oczekuje od życia czegoś więcej, czegoś innego lub i tak nie potrafi korzystać z tego co daje świat.
Mnie, dokładnie 8 października, życie potężnie spoliczkowało, a nawet powiedziałabym, że pobiło na tyle mocno, że aż mną zatrzęsło.
To był kolejny przełom w moim życiu. Był strasznie bolesny.
Ten rok jest dla mnie strasznie ograniczający pod każdym względem. Chyba nigdy nie miałam tak dużo ograniczeń jak w tym roku. Chyba nigdy nie musiałam tak ze wszystkiego rezygnować - co kocham i co mi daje radość - jak właśnie przez ostatni rok. Czuję się codziennie jak Syzyf taszczący kamień na szczyt góry, który co chwilę mu spada. W ostatnim miesiącu wykonałam dwie bardzo błędne dla mnie decyzję (teraz to wiem, były zbyt pochopne, za szybkie, nieprzemyślane), które właśnie w październiku ściągnęły na mnie porządną depresje, bo już mnie to przerosło. Decyzję, przez które moje życiowe plany i marzenia cofają się w czasie na przynajmniej kolejne pół roku.
I myślę sobie - trzeba było myśleć tylko o sobie! Twoje szczęście jest najważniejsze, aby udało się to co chcesz! A ja nie, po co! Znowu zadowoliłam innych i dałam się głupio wykorzystać, a sama ryczę do poduszki, że znowu z siebie zrezygnowałam, bo tak innym ciągle jest gorzej, tak biadolą chociaż nic nie robią.
Trzeba było nic nie mówić i wreszcie wrócić do swojego życia! Straciłam przez to cały power, ale ta bolesna lekcja dała mi potężny wstrząs - aby już nigdy nie pozwolić nikomu wtrącać się w moje życie, biznes i życiowe decyzje. Wręcz jestem aż wściekła i wyczulona teraz na zwracanie mi uwagi w jakimkolwiek zakresie. Coś we mnie tak potężnie pękło, że to chyba był mój przełom w pomaganiu innym, ale przede wszystkim był to przełom w tym co chcę robić, na czym zarabiać i skąd mieć pieniądze. Pomaganie właśnie w tamtym momencie się skończyło. Od tamtego dnia, chociaż by innym walił się cały świat, jestem już na to obojętna. Pora ustawić swoje życie na silnych nogach i nie dawać innym przyzwolenia do złego traktowania, szczególnie wtedy kiedy ich cieszy moje nieszczęście.
31 października wypada Dzień rozrzutności i oszczędności.
Dlaczego o tym wspomniałam właśnie w temacie oszczędności i rozrzutności?
Dlatego, że od dłuższego czasu zmagałam się, aby zarobić większą kwotę pieniędzy. Kiedy wreszcie się to udało, to ktoś z rodziny zamiast wcześniej, na bieżąco powiedzieć, że gdzieś tam się zadłuża, żył sobie high life wydając pieniądze na głupoty, aż uzbierała się spora kwota zadłużenia i kilka dni czasu do spłaty. A ja co zrobiłam? Oddałam wszystkie pieniądze, które tak ciężko zarobiłam, i które były moją bramą do nowego życia, żeby spłacić tą osobę, chociaż nigdy nie usłyszałam, żeby kiedykolwiek traktowała mnie poważnie, na serio, czy mnie w czymkolwiek dopingowała.
To była moja fatalna decyzja, której skutki będę odczuwać jeszcze przez kolejne miesiące, wręcz łkając w duszy, że znowu dałam się nabrać na "biedne życie innych", całkowicie rezygnując z siebie.
Moje biznesy nauczyły mnie oszczędności i rozrzutności. Oszczędności, by przetrwać w miesiącach kiedy sprzedaży brak, i rozrzutności, kiedy pieniędzy w danym miesiącu jest więcej. Niestety zauważyłam, że ani moja rodzina, ani dotychczasowi znajomi czy ludzie, których znałam nie potrafią tego robić.
Uznają i uważają, że potrafią, ale nie potrafią. Są na kredytach, wydają pieniądze na błahe, jednostronne przyjemności, które najczęściej są związane z jedzeniem i nie ma po nich śladu, uznają, że jakoś to później będzie. A kiedy przychodzi to "jakoś" to trzeba ich ratować.
Kiedy mnie trzeba było ratować, nic nikomu nie mówiłam, do nikogo nie wychodziłam z prośbą o pożyczkę pieniędzy. Zawsze wiedziałam, że muszę dać z siebie więcej i mocniej pracować, bo pieniądze będę miała tylko z pracy. Nikt mi ich nie da, nie mam szczęścia w grach, więc i żadnego totolotka nie wygram. To nauczyło mnie, że nawet 10 złoty jest jak milion, a milion jest jak 10 złoty.
Kiedy popadłam w swoje tarapaty finansowe, były one spowodowane brakiem zleceń. Reklamowałam się wszędzie, i nic z tego nie wychodziło. Stawałam na głowie, żeby zarobić. I nic. Moje najcięższe finansowe chwile spowodowały, że zrobiłam maksymalne porządki w domu. Zaczęłam sprzedawać co mogłam, bo nie chciałam od nikogo nic pożyczać. Sprzedałam złote pierścionki i łańcuszki, które były pamiątkami z komunii. Sprzedałam wszystkie możliwe sprzęty jakie mogłam, w tym nawet aparat fotograficzny, który później przydałby mi się do vlogowania. Sprzedawałam nawet makulaturę, która zebrała się przez lata, a przy porządkach trochę jej się zebrało. Nie chciałam jej wyrzucać, bo potrzebowałam pieniędzy, więc woziłam do skupu. Z jednej strony robiłam porządek, z drugiej jeszcze na tym zarabiałam. Do takiego stanu byłam zmuszona przez aż 3 miesiące. Dla jednych mało, ale uwierzcie mi, że 3 miesiące bez zarobku i bez poduszki finansowej, to niekiedy tylko 5 zł na jedzenie w miesiącu. 3 miesiące dłużą się jakby mijały lata.
Przerobiłam dużo. Nikt o tym nie wiedział - w końcu czym tu się chwalić. Ale wartość pieniądza dla mnie jest teraz inna. Nie zostawię na chodniku znalezionego 1 grosza - zawsze go podniosę. Jak mam do wyboru kupić coś do jedzenia, bo mam taką zachciewajkę - 10 razy się zastanowię, czy warto na nią wydawać pieniądze, bo przydadzą mi się na coś innego, a to będzie jak wyrzucenie pieniędzy do kosza. To była moja lekcja oszczędności i rozrzutności, bo nie można rozrzucać, kiedy się nie ma czego rozrzucać. Wtedy trzeba tylko zbierać.
I kiedy słyszę jak wszystkim jest źle, to mój odruch jest jeszcze z tamtych lat - pomogę, bo wiem jak to jest. Ale mija dzień, dwa, i okazuje się, że ta osoba świetnie sobie radzi, a ja zostaje w "czarnej d..." i dalej muszę pracować jeszcze więcej i więcej, aby nadrobić to co pożyczyłam czy oddałam. Tej osobie jest lekko i przyjemnie, a mi się serce łamie jak ciężko było te pieniądze zdobyć i nic z nich nie mieć.
Czasami zastanawiałam się czy poruszać tematy rozrzutności i oszczędzania, bo kilku osobom w swoim życiu pomagałam wychodzić z zadłużeń, ale niestety te osoby nigdy tego nie doceniły, a tylko mnie ciągnęły za sobą w dół.
Ten przełom, który nastąpił u mnie w październiku miał mi pokazać - wystarczy! To był Twój ostatni raz kiedy miałaś komuś pomóc finansowo! Sama nie masz tyle ile potrzebujesz, więcej nie oddawaj, bo nigdzie nie dojdziesz, umrzesz zadowalając innych, bez zrealizowanych marzeń, bez domu, którego Ci potrzeba, a nawet bez rozrzutności na swoje przyjemności. Twoje, a nie innych.
I nawet szykuje takiego e-booka "Jak wyjść z długów kiedy nie można zarobić pieniędzy", albo "Jak oszczędzać, nie mając pieniędzy", ale najpierw chcę Wam przekazać tematy od czego zacząć zmiany, jak odkryć swoją pasję i znaleźć pomysł na biznes, aby ułatwić Wam tą drogę.
Już niedługo wszystkie moje e-booki będą gotowe, a przynajmniej chciałabym, aby ich sprzedaż ruszyła pod koniec listopada, więc będziecie mogli rozpocząć nowy rok z inną energią i wdrażać to co w nich zawarłam w swoje życie. Wszystko pisane na bazie moich doświadczeń i spostrzeżeń. Nie teoria, a praktyka. E-booki krótkie - aby nic Wam nie umknęło. Treściwie wartościowo. Sami zobaczycie.
A Wy? Potraficie oszczędzać, czy jesteście rozrzutni? Z czym macie większy problem?
Komentarze
Prześlij komentarz