Pomyślałam, że w tym filmie jest dużo racji, chociaż z mojego punktu widzenia nie do końca, i to nie dlatego, że nie dorównuje tej osobie nawet do pięt, ale dlatego, że tak wiele trudnych życiowych sytuacji przeszłam, że czasami to ja mam wrażenie, że mogłabym dawać lekcje innym czym tak naprawdę jest sukces.
W filmie zostało powiedziane, że sukces sami sobie możemy określić. Oczywiście, zgadzam się, bo jak kiedyś pisałam, dla jednych sukcesem może być zrobienie jednego małego kroku, a dla innych pokonanie kilku górskich szczytów. Wszystko czego pragniemy, a Nam się uda, możemy uznać za sukces.
Zauważyłam również, że wiele osób kłóci się o to co jest w życiu "najważniejsze".
Większość osób odpowiada - miłość.
Ale czy na pewno? Co ta miłość daje, kiedy jest nieszczęśliwa i niespełniona? Na pewno jest takim szczęściem i sukcesem, czy może jednak fikcją, w której się siedzi? A kiedy ktoś się zabawi uczuciami, bo jest niezdecydowany i nie potrafi wybrać jednej kobiety czy mężczyzny, albo co gorsza oszukuje kilka osób bo uznaje się za lowelasa czy kokietkę, to co można o tym powiedzieć? To jest najważniejsze w życiu? Bycie oszukiwanym, okłamywanym i manipulowanym przez "taką miłość"?
Dużo osób odpowiada także - praca. No tak, ale czy każda praca, nawet taka gdzie stosuje się mobbing, gdzie wykonuje się pracę bez wynagrodzenia, a może taka, którą musimy wykonywać i nie daje szczęścia, bo przecież żyć z czegoś trzeba?
Dużo osób uznaje także, że najważniejsze są pieniądze.
Ale ile tych pieniędzy? Tak, żeby starczyło tylko na opłaty, tyle by móc spełniać marzenia, a może tyle, by pozwolić sobie na budowę niezwykłych rzeczy. Co w związku z tymi pieniędzmi? Co ten papierek jeden z drugim ma zapewnić? Ma tylko leżeć w szufladzie lub na koncie, żeby chwalić się ilością banknotów?
Część osób uznaje także, że jest to zdrowie. No tak, oczywiście. Ale ile sytuacji w życiu słyszeliście jak zdrowe osoby umierały zbyt wcześnie? Były przecież wysportowane, piękne, odchudzali czy uczyli zdrowego trybu życia innych, albo grali w filmach i byli ikonami, które się kopiowało lub którymi się inspirowano. Ja trochę takich osób mogłabym wymienić - piękne, wysportowane, zdrowe do granic niemożliwości i co? Nie ma ich na tym świecie.
Dlaczego zaczęłam właśnie tak?
Bo każdy wybiera sobie swój sukces uznając "coś", za to "najważniejsze", ale zaraz opowiem Wam swoją historię, dlaczego dla mnie nie ma czegoś takiego jak "najważniejsze".
Miałam wszystko - wygląd, mieszkanie, oddanych przyjaciół, rzesze znajomych, a nawet pieniądze, dzięki którym nie musiałam martwić się o opłaty, bo poza nimi jeszcze sporo pieniędzy zostawało mi na przyjemności. Miałam samochód, w który wsiadałam i jechałam przed siebie podróżując, i mimo, że był starej daty, to pokonywał setki kilometrów sprawniej niż wypożyczane samochody z najnowszych roczników. Sprawdzał się w lasach, na polach, w trasie i mieście, a dzięki niemu zwiedziłam prawie całą zachodnią Polskę - od morza po góry (chociaż bezpośrednio dojechać już do gór nie dojechałam, bo po prostu zabrakło mi czasu). Miałam nawet miłość, człowieka, który mówił, że nigdy nie zostawi, że zawsze mi pomoże, bez względu na to jak bardzo rozdzieliłoby Nas życie. Miałam także świetne zdrowie, bo wygląd i zdrowie nie muszą być wcale ze sobą kompatybilne. Piękne włosy, cera, skóra, uzębienie, a jedyne moje wady to była wada wzroku, która oczywiście jest do dzisiaj, a wyniknęła z wielogodzinnego siedzenia przy komputerze. Osiągałam sukcesy, zdobywałam nagrody, bywałam w telewizji, opisywano mnie w gazetach.
I wiecie co?
Straciłam to wszystko, bo komuś nie spodobało się, że może mi w życiu coś wyjść i wychodzi (o tym nieco później).
I piszę to wszystko, bo jak słyszę o sukcesach ludzi, bez względu na jakichkolwiek stanowiskach by nie byli, którzy ukierunkowani są tylko na jedną dziedzinę życia, to stwierdzam, że jeszcze zbyt mało przeżyli, by faktycznie móc spojrzeć na słowo "sukces" tak jak ja.
Mi moje życiowe sukcesy, czyli całe życie, odebrały działania nieuczciwej konkurencji. Tą konkurencją była "koleżanka" (bo to za grube słowo jak do niej), która ze mną studiowała i była nawet w jednej grupie. Jak się okazało była nie tylko fałszywa przez te wszystkie lata, nie tylko zakumplowała się ze mną, chodziła ze mną na imprezy, ale też oczerniała i oplotkowywała mnie tak strasznie za plecami, że wszyscy się ode mnie odwrócili i mieli w sobie tak dużo nienawiści wobec mnie, jakbym co najmniej zabiła stado zwierząt na ich oczach. Na studiach jeszcze nie wiedziałam o jej działaniach. Wystarczyło 5 kolejnych lat, żeby ujawniła się sama i wystarczyły jedne, pomocne słowa znajomej firmy, która powiedziała mi, że chodzi po całym rynku, do wszystkich firm z branży i mówi o mnie niestworzone rzeczy.
Ja odnosiłam sukcesy, a ona niszczyła mnie z pełną premedytacją i uśmiechem na ustach, na rynku na którym pracowałam.
Straciłam przez nią to wszystko, co miałam i co opisałam powyżej, oraz jeszcze więcej - przyjaciół, szacunek, wsparcie, kontrahentów, klientów, firmę, samochód, znajomych, wygląd, zdrowie, pieniądze, wiarę w ludzi, wiarę w Boga i jeszcze więcej... przez jedną, okropną istotę, która niestety chodzi po tym świecie i będzie niszczyć jeszcze innych ludzi, bo inaczej nie potrafi. Zawiść i zazdrość o moje życie i sukcesy ją przerosły.
I tak, upadłam. Ale jak to mówią - upadnij, poleż, popraw koronę i zasuwaj :)
Moje zasuwanie trwa już jakiś czas - po cichu, potajemnie, ale kiedy przyjdzie czas - sukces będzie krzyczał. Sukces na każdym poziomie życia, które zostało mi odebrane.
Dlatego dla mnie sukces, to umiejętność zachowania równowagi we wszystkich etapach życia i w taki sposób, aby było to zadowalające. Ja sięgam wysoko, więc i wysoko chciałabym dojść po raz drugi, z tym wszystkim co straciłam, a nawet zdecydowanie wyżej, ale wiem jedno - sukces, to harmonia w życiu na każdym jego etapie.
Kiedy się wszystko w życiu udaje, wtedy dopiero odczuwa się szczęście, satysfakcje i sukces z tego, że potrafimy prowadzić swoje własne życie w taki sposób, że sukces ciągnie kolejny sukces.
Dawniej zawsze mówiłam - czego się nie dotknę, zamieniam to w złoto. Później przyszły kruche lata i moją złotą kartę i fart straciłam, ale nadal wierzę, że jest ona gdzieś tam głęboko we mnie.
Kiedy się wszystko w życiu udaje, wtedy dopiero odczuwa się szczęście, satysfakcje i sukces z tego, że potrafimy prowadzić swoje własne życie w taki sposób, że sukces ciągnie kolejny sukces.
Dawniej zawsze mówiłam - czego się nie dotknę, zamieniam to w złoto. Później przyszły kruche lata i moją złotą kartę i fart straciłam, ale nadal wierzę, że jest ona gdzieś tam głęboko we mnie.
A czym dla Was jest sukces?
Co uznajecie za sukces?
Komentarze
Prześlij komentarz