Wiecie, nigdy nikomu nie mówię jak żyć. Przez całe swoje życie nikomu nigdy nie mówiłam jaki kto ma być, jak ma wyglądać, czy jak ma się zmieniać (w przeciwieństwie do tego, że mnie wszyscy chcą zmieniać na każdym kroku). I nie potrafię nawet tego robić. Kiedy ktoś mnie nie szanuje, nie rozumie czy lekceważy, po prostu odwracam się na pięcie i odchodzę. Tak jest zarówno w relacjach osobistych jak i zawodowych.
Po co mam tracić czas na ludzi, którzy tego czasu nie chcą poświęcić mi? Dlaczego to ja mam zawsze z siebie dawać, a w drugą stronę nic nie zyskiwać?
W swoim życiu słyszałam już pretensje, jak to ja nie poświęcam komuś czasu, a dawałam go maksymalnie tyle ile mogłam. Nigdy nie zostało to docenione. Kiedy ja chciałam, aby ktoś nagiął się do mnie - zawsze ta druga osoba robiła wszystko, aby przypadkiem nie było po mojemu. Zawsze to ja miałam się spotykać kiedy jej pasuje (a nie mi), w miejscu, w którym ona chciała (a nie ja), o godzienie, która jej pasowała (a nie mi). Żeby poświęcić czas tym osobom, to ja musiałam odwoływać inne spotkania, przekładać czas, który miałam już na coś zaplanowany, aby spędzić z nimi chwilę. Po tym, na końcu zawsze słyszałam, że ja z siebie nie daje. Tylko, że one, dla mnie nie były w stanie zrezygnować ze swoich planów, tak jak ja musiałam rezygnować ze swoich.
Życie mnie nauczyło i już nie naginam się do nikogo. Ktoś chce się ze mną spotkać - niech się dostosuje do mnie. Jak ja się z kimś chce spotkać, to ja się naginam. Jeżeli ktoś chce ze mną porozmawiać - to niech kombinuje jak to zrobić, a nie że ja będę rzucać wszystko, tracić czas i nic z tego nie będzie.
Ale najlepiej zobrazować to na moim przykładzie. Co spowodowała strata czasu w moim życiu? Dlaczego nie jestem tam, gdzie chciałam być?
Czasami sobie myślę - no tak, 35 lat na karku, singielka, która straciła czas na niewłaściwe relacje. Ile lat jeszcze mam tracić czas na niewłaściwe relacje? Kolejne 5, 10, a może 20? Czekać? Na co? Aż stuknie mi 50 lat i może facet się wtedy określi czy zdecyduje? A może mam tracić czas na przyjaźnie, które są tylko wtedy kiedy jest dobrze? A może mam tracić czas na pracę, której nikt nie docenia? Ile czasu mam jeszcze tracić?
Każdy rok życia kształtuje człowieka. Widzi w jakie relacje niepotrzebnie się pakował. Widzi, jakim relacjom poświęcał za dużo czasu, a i tak nic z tego nie ma. Coraz bardziej szanuje swój czas a nie cudzy. Swoje cele, a nie cudze. Swoje marzenia, a nie pomoc w spełnianiu ich innym. Dostosowuje życie do siebie, a nie siebie do czyjegoś życia.
Koniec z czekaniem - na cokolwiek i na kogokolwiek. Szkoda życia.
Jeżeli i Wy czujecie, że tracicie czas - pora zakończyć wszystko co ten czas zabiera. Nikt Wam czasu nie zwróci. Lata będą lecieć, aż przyjdzie dzień, tak jak u mnie, że człowiek uświadomi sobie, że znowu zmarnował czas na niewłaściwe relacje, siebie zostawiając "na później".
Na później można zostawić wszystko, ale nie siebie, bo jak związek się nie uda, przyjaźń nie okaże się przyjaźnią, a z pracy człowieka wyrzucą lub firma zbankrutuje i wpadnie się w dół, to wtedy dostrzega się, gdzie i na co straciło się najwięcej czas.
Komentarze
Prześlij komentarz